Każdy przedmiot to wielość elementów, za którymi stoi bardzo wielu ludzi.Dlatego tak bardzo cenię sobie relację z osobami, z którymi pracuję.
WYWIAD
Krystian Kowalski & TAMO
Czy możesz powiedzieć nam kilka słów o swoim zapleczu projektowym?
Zawsze podkreślam, że bardzo dużo pracuję manualnie, ręcznie starając
się uzyskać formę, którą zaprojektowałem w komputerze. Mam własną
modelarnię, w której tworzę prototypy w styropianie, materiale
zastępczym czy też w materiale docelowym np. drewnie. Dla mnie to
podstawa, która wzbogaca projekt. Nie wymyśliłem tutaj niczego nowego,
bo w procesie projektowym, zawsze było tak, że coś, co powstawało w
fazie konceptualnej na kartce papieru, potem testowane było w modelu
fizycznym. Rzecz w tym, że w pracy projektanta to dziś rzadkość. Cały
proces najczęściej przeniesiony zostaje na producentów, którzy dysponują
odpowiednim miejscem oraz wszystkimi niezbędnymi maszynami i
narzędziami. Jest w tym na pewno duża oszczędność, ale dla mnie jako
projektanta niestety też strata,
bo pewnych rzeczy nie da się
przewidzieć i dostrzec pomijając ten etap. Poza przestrzenią
warsztatową, tzw. przestrzenią brudną mam też osobną przestrzeń czystą, w
której pracuję w konkretnym programie do projektowania. Choć tak
naprawdę praca na komputerze może odbywać się wszędzie, nawet w
przyczepie kempingowej, jak to miało miejsce w moim przypadku kilka dni
temu.
Czy to właśnie ten etap pracy nad projektem czyli tworzenie prototypu, jest dla Ciebie najważniejszy i ma największy wpływ na efekt końcowy?
Myślę, że ogromne znaczenie ma faza koncepcyjna, bo wymaga dużo
skupienia, kreatywności i innowacyjności, choć z góry wiadomo, że
pewnych rzeczy nie da się już przeskoczyć. To takie trochę mierzenie się
z sufitem własnej głowy. Wymagające, ale daje też mnóstwo satysfakcji.
Etap warsztatowy wiąże się z wysiłkiem fizycznym i wymaga dużo więcej
czasu niż zaprojektowanie czegoś w programie 3D. Potrzeba zaplecza, ale
też dużo chęci, żeby ten proces przynosił korzyść. Po całym dniu
spędzonym przy maszynach naprawdę czuję zmęczenie, ale czuję też, że coś
się tego dnia wydarzyło i sprawia mi to prawdziwą przyjemność.
Jaka jest dla Ciebie główna wspólna wartość współpracy z Tamo?
Na pewno cieszy mnie możliwość pracy z litym drewnem i innymi
szlachetnymi surowcami. To marka z bardzo spójną wizją, ma w sobie
szczerość, zgodność z własnym DNA. Dotyczy to zarówno wyboru surowców,
jak i części rzemieślniczej – skali produkcji, która opiera się na
lokalności. To dla mnie bardzo romantyczna wizja. Znając walory Tamo
mogłem śmiało zaproponować współpracę z Kejim.
To zawsze wzmacnia
markę i wpływa na inne produkty. W moim przypadku to też zwiększa
ambicje, bo mierzę własne myślenie o danej marce z tym, co myśli o niej
ktoś, kogo prace sobie cenię. To zderzenie jest zawsze stymulujące i
pozwala na szersze spojrzenie.
W tym sensie to korzyść dla wszystkich.
Czy możesz wskazać najważniejszą wartość, która sprawia, że Twoje produkty są wyjątkowe?
Detale i niuanse – to jest tam! Tak jak w przypadku Arche. Kiedy myślę o projektach, które mi się podobają to zwykle chodzi o zaawansowanie koncepcji – talent projektanta w zestawieniu z odwagą producenta. Widać
kiedy projekt stanowił wyzwanie dla technologii, maszyn i wymagał dużego zaangażowania podczas całego procesu produkcyjnego. Często właśnie w tym bezbłędnie wykonanym detalu wszystko jest zakodowane. Lubię proces rozkodowywania, rozpoznawania koncepcji, która jest z pogranicza sztuki i projektowania lub mierzy się jakimiś archetypami, wyciąga jego esencję. Zawsze tego poszukuję, zarówno jako projektant i odbiorca.
Czy możesz opowiedzieć o grupie docelowej Twoich projektów?
Nie odpowiem na to pytanie, bo nie lubię kategoryzowania ludzi. To niepotrzebny naddatek świata korporacji, agencji strategicznych i reklamowych. A ja w ten świat nie wierzę.
Jak określiłbyś główną ideę, która towarzyszy Ci podczas projektowania?
Przede wszystkim chcę robić rzeczy, które mają wartość, a relacje, które towarzyszą powstawaniu produktu mają ogromne znaczenie w tym procesie. Każdy przedmiot to wielość elementów, za którymi stoi bardzo wielu ludzi. Dlatego tak bardzo cenię sobie relację z osobami, z którymi pracuję – czy to w siedzibie Tamo czy w fabryce na produkcji. Bez nich, bez ich zaangażowania i wiary w sens konkretnego produktu, trudno byłoby uzyskać dobrą jakość. Finalnie dla wszystkich to odbiorca jest najważniejszy. Zależy mi, żeby życie codzienne w przestrzeni materialnej miało trochę lepszą jakość, żeby człowiek miał przyjemność z korzystania z przedmiotów codziennego użytku. Bardzo cenię sobie w projektowaniu to, że w przeciwieństwie do sztuki, produkt może docierać szerzej, może być dostępny. Ale to wymaga szerszego spojrzenia, a nie polegania tylko na własnym ego i własnym rozumieniu projektu.
Wspomniałeś o kreatywności. Jak ją w sobie wyzwalasz, co na Ciebie wpływa?
Na pewno bezpośrednią inspirację stanowi świat zewnętrzny, bo choć czasem chciałoby się funkcjonować w oderwaniu od tego co jest za drzwiami, to jednak to „zewnątrz” jest źródłem motywacji i bodźców. Również tych egotycznych. To co mnie karmi, znajduję w sztuce. Interesuje mnie łączenie swobodnych działań w ramach tworzenia czystej sztuki z tym, czym jest projektowanie, które musi spełniać konkretne wymagania, od których nie da się uciec. Szukanie granic czy wspólnych przecinających się miejsc sztuki i projektowania. Bardzo przemawiają do mnie rzeczy, które zrobił Constantin Brancusi, jak również inne nurty, gdzie bryły i płaszczyzny trzeba czytać
w określone sposób.
Czy stolik Shapes, który zaprojektowałeś dla Tamo był próbą łączenia tych światów?
Tak. Przy tym projekcie miałem pełną swobodę, nie było żadnych założeń klienta, ukrytych oczekiwań w tle czy nawet briefu. Usłyszałem jedynie, że ma powstać stolik z litego drewna. Brak ograniczeń uświadomił mi, że mam do czynienia z innym rodzajem myślenia i wrażliwością projektanta dla projektanta. Mogłem oderwać się od rygoru produkcyjnego i skupić się na tym, co czuję. To wyzwoliło ambicjonalne bodźce, które niezwykle
stymulują w pracy. Jako projektant w takiej sytuacji chcę dać z siebie jeszcze więcej. W Shapes każdy model zbudowany jest z czterech podstawowych brył, które można składać ze sobą w bardzo różny sposób, uzyskując dzięki temu zupełnie inny projekt. Zacząłem więc syntetyzować niektóre bryły, wprowadzać je w różne relacje w stosunku do siebie tak, żeby powstały nowe układy. To swobodne działanie z bryłami spowodowało, że poza jednym optymalnym, który wybrałem, zaczęła powstawać cała kolekcja, czego na etapie projektowania w ogóle nie brałem pod uwagę. W ten sposób wariacje na temat tych obiektów zaczęły żyć własnym życiem, pozwalając też na pewien rodzaj customizacji. To miało dla mnie dużą wartość.
Stworzenie krzesła Arche było dla Ciebie równie satysfakcjonujące?
A jak było z wieszakiem Blop?
Blop to w pewnym sensie efekt uboczny, odprysk dobrej komunikacji z Tamo. We współpracy ważne jest dla mnie, żeby z każdym projektem coraz lepiej się poznawać, również na stopie towarzyskiej. Musi towarzyszyć temu przyjemność obcowania ze sobą, rozmawiania o pracy i nie tylko. Mieliśmy więc kiedyś taką rozmowę, w której padło zdanie: „mam dobrego tokarza” i zanim się obejrzałem moje myśli i koncepcje, które miałem w głowie i co do których nie miałem żadnego planu – nie wiedziałem nawet czym konkretnie są, doprowadziły mnie do tego oto wieszaka. W tej współpracy nie ma już obwąchiwania, czajenia się, sprawdzania. To jest po prostu czyste flow. Kiedy ten punkt krytyczny zostanie przekroczony, a nieznajomość ustępuje otwartości, zaczynają powstawać jeszcze lepsze rzeczy.
ZAPROJEKTOWANE PRZEZ
Krystian Kowalski
