Kiedy stajemy się dorosłymi i zaczynamy już tak dużo wiedzieć o życiu i świecie, to nasza ciekawość jest zaspokojona i przestajemy się dziwić. Zachowując w sobie dziecko, możemy zobaczyć świat na nowo. Eksperymentować, bawić się materiałami i formą, rozwiązywać problemy w inny i niewymyślony dotychczas sposób.
INTERVIEW
Ola Mirecka & TAMO
Twoje prace często nawiązują do życia codziennego i dziecięcej wrażliwości. Skąd takie zainteresowania?
Każdy projekt i praca to oddzielna opowieść. W obiektach, które tworzę,
staram się zawrzeć historię. Czasem w sposób dosłowny jak na przykład na
moich ręcznie malowanych greckich wazach przedstawiających sceny z
życia w XXI wieku. Za pomocą rozpoznawalnej ikony waz czarno i
czerwonofigurowych ze starożytnej Grecji tworzę swoje wersje naczyń i
maluję na nich to, co chciałabym przekazać przyszłym pokoleniom. Taka
zabawa w kapsułę czasu. Wiele moich projektów nawiązuje do zabawy. Poza
tym, że polecam zabawę każdemu na co dzień dla polepszenia nastroju,
zabawa jest też przydatnym narzędziem projektanta. Dziecięca wrażliwość,
ich sposób świeżego spojrzenia na świat, którego jeszcze nie znają,
jest bardzo inspirujący. Kiedy stajemy się dorosłymi i zaczynamy już tak
dużo wiedzieć o życiu i świecie, to nasza ciekawość jest zaspokojona i
przestajemy się dziwić. Zachowując w sobie dziecko, możemy zobaczyć
świat na nowo. Eksperymentować, bawić się materiałami i formą,
rozwiązywać problemy w inny i niewymyślony dotychczas sposób.
Jakie są Wasze ulubione domowe rytuały?
Codziennym rytuałem wieczornym jest czytanie książek. Niestety aktualnie nasze
córki (6 i 2 lata) preferują zupełnie inną literaturę i jeśli próbujemy
czytać im razem, to kończy się to gryzieniem i ciągnięciem za włosy.
Więc robimy to oddzielnie, ja zwykle ze starszą czytam jej coś po polsku
a mój mąż z młodszą po duńsku. Albo odwrotnie. I potem razem
zasypiamy.
Drugim rytuałem jest wspólne tworzenie muzyki. Rasmus
wymyśla melodię na gitarze, a dziewczyny śpiewają improwizowane
piosenki, opowiadając w ten sposób o swoim, kilkuletnim dopiero, życiu.
To idealny sposób na uspokojenie, mimo że w trakcie śpiewania skaczą z
jednej kanapy na drugą.
Czy projektowanie nowej przestrzeni, jaką jest Wasz dom w Danii, przybiera formę wspólnego projektu? Każdy z domowników ma do dołożenia po równo swoich "klocków"?
Ja jestem zdecydowanie szefem tego projektu! Uwielbiam to. Mogę spędzać
całe noce na wymyślaniu co gdzie stanie i co gdzie zawiśnie. Wszystkie
zmiany uzgadniamy razem z Rasmusem. On ma dobre oko i dobry gust więc
razem podejmujemy decyzje. Ja uwielbiam montować, wiercić, malować i mam
na to przestrzeń. Czasem starsza córka mi pomaga, bo ją też to wciąga.
Dzieci dokładają się swoim bałaganem. Dom jest dostosowany do ich
potrzeb. Mamy różne stanowiska do zabawy, nie tylko w ich pokojach. Już
dawno pogodziłam się z tym, że jak się ma dzieci, to zabawki są
wszędzie. I staram się to zawierać w swoich rozwiązaniach przestrzeni
tak, żeby dom był dla wszystkich.
Czy pamiętasz swój pierwszy zestaw LEGO i czy Twoje dzieci mają szansę się nim bawić? Czy to raczej rodzaj eksponatu na półce?
Z przyjemnością przynoszę do domu zestawy, które zaprojektowałam i moje
dzieci uwielbiają się nimi bawić. Udało mi się schować kilka
nieotwartych pudełek na pamiątkę. Z drugiej strony to największa
przyjemność, patrzeć jak moje dzieci bawią się czymś, co ja stworzyłam.
Co było największym wyzwaniem w Twojej artystycznej drodze i jak to pokonałaś?
Najtrudniej chyba było finansowo. W trakcie studiów w Londynie było
naprawdę ciężko pod tym względem. Utrzymanie się w Londynie i sama
szkoła, wydatki na materiały. Na szczęście mam rodzinę, która mnie
wspiera i bardzo mi wtedy pomogła. Często musiałam ograniczać swoje
projekty do tego, na co było mnie stać. Do materiałów, które mogłam
kupić bez rezygnacji z jedzenia do końca miesiąca. Dla kontrastu w RCA w
Londynie gdzie studiowałam, miałam też znajomych z niesamowicie
zamożnych rodzin, którzy nie mieli żadnych ograniczeń. To było naprawdę
trudne, pomysłów mi nie brakowało. W trakcie projektowania luksusem jest
mieć budżet na popełnianie błędów, robienie eksperymentów. Z drugiej
strony do rozwijania kreatywności i sprytu dobre są ograniczenia. W
końcu z tym każdy designer mierzy się na co dzień. Więc i ja przetrwałam
te (cudowne) studia i nauczyłam się dobrze gospodarować swoimi
zasobami.
Co udało Wam się przemycić z polskiego ducha do Danii?
Nasza rodzina jest polsko-duńska, więc jest to mieszanka. Mieszkamy w
Danii, ale mamy bardzo bliską relację z rodziną w Polsce. Warszawa to
nasz drugi dom. Moje dzieci i mąż najbardziej na świecie lubią polskie
zupy. W domu mówimy w trzech językach: po duńsku, po polsku i po
angielsku. Poznajemy tradycje z różnych krajów. Starsza córka rozpoczęła
właśnie naukę w szkole międzynarodowej i tam ma kolegów z całego
świata. W domu mamy dużo polskich mebli, ceramiki, ubrań i butów. Więc
przemyciliśmy w sumie całkiem dużo, nie tylko ducha.